czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział# 8 - Brat Zachariasz

Stanęła przed drzwiami prowadzącymi do biblioteki i zamarła. Nie czuła strachu, a jednak nie potrafiła znaleźć w sobie na tyle odwagi, aby dotknąć klamki i otworzyć drzwi. W głowie kłębiły jej się pytania powiązane z przybyciem Cichego Brata. Rzadko zdarzało się, aby przybywali oni do kogoś bez wezwania. Oznaczało to, że nie jest to żadna błaha sprawa, lecz coś większej wagi. Nie była pewna, czego powinna się spodziewać. Zastanawiała się, czy nie jest to związane z jej przybyciem do Europy mimo listu gończego, a może tego, że jej czas jest coraz krótszy.
Wzięła głęboki haust powietrza i zamiast otworzyć drzwi, zapukała do środka. W jej głowie rozbrzmiał spokojny, przyjemny głos, jak również bardzo znajomy:
Proszę.
Dotknęła zimnej, mosiężnej gałki i weszła lekko się trzęsąc do środka. Opuściła ją duma, pycha i władcza postawa. Poczuła się – jak zawsze przy Cichych Braciach – mała, nic nieznacząca, jakby była zwykłym Przyziemnym.
- Witaj… - zacięła się na moment i spojrzała na twarz, widoczną spod kaptura koloru pergaminu – Jemes.
Cichy Brat nawet nie drgnął i nie dał nic po sobie poznać, ale w jej umyśle rozbrzmiał głos, w którym wyczuła delikatną nutę napięcia.
Nikt już mnie tak od dawna, Lucyno nie nazywa.
- Wiem o tym, ale sam mi kiedyś o tym powiedziałeś, pozwoliłeś mi siebie zobaczyć takim, jakim kiedyś byłeś. Leczyłeś mnie i opowiedziałeś o sobie.
Patrzyła się na niego uważnie, z obawą, czy go nie uraziła.
To nie ja pokazałem siebie z poprzedniego życia, lecz twoja prababka Lucyno, również twa imienniczka. Właśnie w tej sprawie przyszedłem do ciebie, jak również z pewną propozycją, lecz wszystko po kolei. Usiądź w fotelu, a ja ci trochę opowiem i wyjaśnię.
Dziewczyna posłuchała jego prośby i dość sztywno usadowiła się w skórzanym fotelu, niedaleko kominka, w którym nadal delikatnie tlił się ogień. Przez cały czas nie spuszczała z Brata Zachariasza wzroku uświadamiając sobie, że mimo blizn, zaszytych warg, zamkniętych oczu i tej całej kościstej postury jest nader ludzki. Wydawał się nadal mieć w sobie wszystkie uczucia, lecz stłumione, a nie jak inni Cisi Bracia całkowicie ich pozbawieni. Dopiero po chwili zaczęła sobie przypominać na jaki temat będzie rozmawiała z Zachariaszem i gwałtownie zesztywniała.
Będzie opowiadał o jej przodkach, o jej prababce, po której otrzymała imię, celowo, a może przez przypadek?
Cichy Brat chyba ujrzał jej lekkie przerażenie, ponieważ odezwał się w jej głowie, spokojnym głosem:
Nie masz się, czego obawiać Lucyno. Długo zastanawiałem się, czy powinienem w ogóle o tym tobie opowiadać, lecz stwierdziłem, że tak będzie dla ciebie najlepiej. Musisz wiedzieć, że twoja rodzina zawsze była wybrańcami Boga i Szatana.
Jak już wspomniałem, twoja prababka Lucyna była pierwszą, która zaczęła całość tego wszystkiego. Niedawno trafiłem na rodowód Stell’ów. W dziewiętnastym wieku był to jeden z najbardziej majętnych i walecznych rodów Nocnych Łowców. Jego duża część miała wysokie stanowiska w Radzie, jednak utraciła to wszystkie w niedługim czasie. Matka Lucyny, nigdy nie była zbyt… rozsądną osobą, która pragnęłaby mieć dzieci. Jednak miała ich czwórkę: trójkę chłopców i dziewczynkę. Jej pierwszy syn był jako jedyny traktowany przez nią z uczuciem. Prawdopodobnie przez to, że był najstarszy i prawie dorosły, gdy jej mąż zginął podczas walki z demonami. Reszta dzieci dla niej mogła nie istnieć. Były jej niepotrzebne i częściej używała w stosunku do nich przemocy, niż czegokolwiek innego. Lucyna była najstarsza zaraz po bracie Edwardzie, a zaraz po niej urodzili się Antoni i Robert.
Ona była najgorzej traktowana, dodatkowo jako dziewczyna nie mogła się sprzeciwić matce, więc uciekła z Instytutu i wchodząc na pierwszy lepszy parowiec przypłynęła do Anglii. Spotkaliśmy ją podczas ataku paru niezbyt przyjemnych demonów u brzegu Tamizy. Miała wtedy piętnaście lat, walczyła tak jak potrafiła, a widać, że miała potencjał. Otrzymała od nas nowy dom, na zaledwie dwa lata. Przez ten czas niewiele się o niej dowiedzieliśmy, lecz dużo dało nam do myślenia, gdy pewnego dnia otrzymała list i nic nie mówiąc wybiegła wieczorem z Instytutu zabierając jedynie dwa serafickie miecze.
Oczywiście ja razem z moim parabatai zaraz pobiegliśmy za nią. Odnaleźliśmy ją w jednym z parków, gdy tuliła do siebie młodego mężczyznę elegancko ubranego, który brudził cały jej strój krwią wypływającą z rany w boku. Dowiedzieliśmy się wtedy, że to był Edward, który uciekł z domu, gdy ich matka do końca oszalała i zabiła młodszych synów. Miał zamiar zamieszkać w Idrisie, lecz chciał najpierw znaleźć swoją siostrę i wyjechać do rodzinnego kraju Nocnych łowców razem z nią. Jednak znalazł się w złym miejscu o złej godzinie i wdał się w nieprzyjemny konflikt z kilkoma Ifrytami. Zmarł na jej rękach, a Lucyna była wtedy świadoma, że jako jedyna została z rodu i gdy tylko jej rodzicielka umrze, ona przejmie cały majątek, a jak Enklawa będzie jej przychylna to nawet Instytut, gdzie się wychowywała, lecz zanim by to miało nastąpić musiała ukończyć osiemnaście lat, a został jej tylko niecały wtedy rok. Siłą odciągnęliśmy ją od ciała Edwarda i spróbowaliśmy zabrać do Instytutu, gdzie wszystko by dokładnie wyjaśniła, uspokoiła się, znalazłaby radę i pomoc. Jednak nie zdążyliśmy się obejrzeć, gdy ujrzała niedaleko Ifryty umazane krwią i cieszące się jak nigdy. Nie myślała o niczym tylko o zemście za brata. Zaatakował ich i wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie zjawiły się automaty. Zginąłbym razem ze swoim parabatai, gdyby nie to, że Lucyna ukazała swój dar, za który w domu przez matkę była potępiana.
Skrzydła.
Uklękła nad nami i rozłożyła je jak tarczę. Łapa automatu odbiła się od piór z metalicznym dźwiękiem. Były one inne niż twoje. Śnieżnobiałe z czarno-złotymi runami. Rzuciła się na maszynę, tym samym pozwalając nam, abyśmy się podnieśli i nabrali energii. Gdy to się stało, udało się zniszczyć już jeden automat i to zwykłym przypadkiem losu, lecz drugi, mimo że mocno powgniatany i w połowie zniszczony, trzymał na swym harpunie zamiast ręki przebitą na wylot Lucynę. Dobiliśmy go i uwolniliśmy ją od tego żelastwa, jednak nie było szans, aby ją uratować. Wtedy, plując krwią i zginając się w konfuzjach zdążyła powiedzieć, że zawsze dla matki była czarownicą ze skrzydłami, a nie Nocnym Łowcą. Mówiła, że dla niej życie nie jest niczym ważnym, jak mogła je oddać za tych, których kochała.
Umarła w moich ramionach. Jej ciało zostało zabrane przez Cichych Braci, którzy później nas powiadomili, że Lucyna spodziewała się dziecka, które przeżyło i zostało uratowane. Prócz tego, że wszyscy mieliśmy świadomość, że jej potomek żyje, nikt z nas nie miał z nim do czynienia, nawet nie wiedział jak wygląda i gdzie się znajduje.
Często w nocy śniłem o ciemnowłosej dziewczynce z szarymi oczami, która kurczowo trzymała się białej sukni Lucyny. Byłem wtedy pewny, że to jej córka, ale nie miałem pewności, kto był jej ojcem.
Twoja prababka trafiła do pięknego miejsca i stanęła po prawicy Razjela, tym samym stając się drugą opiekunką Nefilim, mimo że nikt o niej nie wiedziała, prócz jednego Instytutu, gdzie często było wyczuć jej obecność i opiekę. Nie raz ja czy mój parabatai słyszeliśmy jej głos mówiący nam rady, czy wyczuwaliśmy coś, co zmuszało nas do zmiany decyzji.
Minęły lata, ja stałem się Cichym Bratem, każdy prawie opuścił już Instytut, gdy pierwszy raz spotkałem twoją babkę. Adele. Były z nią tylko same kłopoty. Zdawała się być na wpół opętana. Łamała Prawo, spoufalała się z demonami, występowała przeciwko Nocnym Łowcą. Gdy trafiła do Cichego Miasta zacząłem się nią zajmować, badać, lecz okazało się to ciężkim zadaniem. Kiedy nie wiedziałem, co jest powodem jej zachowania, dlaczego wygląda jakby była Wyklęta pierwszy raz od wielu lat znów usłyszałem w swojej głowie głos Lucyny, która wszystko mi wytłumaczył: 
Adele dostała od swojej matki dar, taki jak ona miała. Jednak ten dar ma swoją wadę, że może być on użyty na dwa sposoby: aby czynić dobro albo zło.
Lucyna wybrała dobro, lecz jej córka wręcz przeciwnie. Było jednak już za późno, aby to odczynić i trzeba było jedynie ukrócić jej życie. Za nim jednak to nastąpiło zdążyła ona urodzić dziecko – twoją matkę Lucyno – Sferię. Nigdy to by się nie wydarzyło, gdyby nie prośba twej prababki o przedłużenie rodu, gdzie nadal płynie krew Stell’ów.
Widzę, że chcesz się sprzeciwić temu wszystkiemu, ponieważ dobrze wiesz, że twoja matka nigdy nie miała skrzydeł. Tak, to prawda, ona nie otrzymała nigdy tego daru. Lucyna wyczuwała, że Sferia, postąpiłaby z nim identycznie jak Adele, więc wolała odpuścić kolejnego wstydu swemu rodowi. Sferia była zwykłym Nocnym Łowcą, lecz gdy ty się urodziłaś, twoja prababka ujrzała światełko w tunelu i postanowiła tobie dać ten dar. Okazało się jednak, że gdy przerwany zostaje ciąg danego daru w rodzie, Razjel nie zgadza się, aby mógł go później otrzymać kolejny członek. Lucyna nie mogła nic na to zrobić, więc postanowiła się bardzo tobą zająć i wręcz przypadkowo dała ci kolejny dar, że byłaś zarazem Nefilim i Podziemnym. W tym darze nie było nic dobrego i nabawiło cię samych kłopotów, których twoja prababka nie mogła sobie odpuścić, ponieważ wiedziała, że to jej wina. Gdy postanowiłaś odebrać sobie życie próbowała cię jakoś uratować i wtedy znalazła lukę w tym wszystkim.
Gdy umarłaś zatrzymała cię w Pustce, a gdy tym zainteresował się Bóg i Szatan postanowiła ukazać im, żeby to, co chcieli sprawdzić na niej, sprawdzili na jej prawnuczce. To ona wstawiła się za tobą i to dzięki niej odzyskałaś życie, lecz jednego nie przewidziała, że dadzą ci ograniczony czas życia.
Lucyna przez całość, kiedy Jemes do niej przemawiał milczała, lecz każde kolejne zdanie było coraz trudniejsze do pojęcia, a gdy skończył czuła się wyczerpana psychicznie. Nie mogła uwierzyć, że taka jest prawda, że jej część krwi, która w niej płynie należy do wygasłego już rodu, który kiedyś był bardzo uważany. Przełknęła głośno ślinę i spojrzała na Zachariasza, niedowierzając w to, co usłyszała.
- Czyli moja prababka czuwa nad Nefilim?
Tak, czuwa i jest już bardzo zmęczona tym zadaniem, więc pragnie abyś ty, Lucyno wybrała prawidłową stronę, która powinna w tobie wygrać, ponieważ może ty zastąpisz ją i będziesz czuwała nad tymi, których kochasz.
Dziewczyna spojrzała na niego z otwartymi ustami gotowa zadać kolejne pytanie, lecz Cichy Brat ją uprzedził.
To, że znalazłaś się w Instytucie w Nowym Yorku nie był przypadkiem, lecz życzeniem twej prababki. Dzięki temu poznałaś wnuki osób, które były jej bardzo bliskie. Lucyna zawsze nad nimi wszystkimi czuwała i robiła, co mogła, aby podziękować tym rodom za to, że oni kiedyś zastąpili jej rodzinę i zmienili jej życie na lepsze, mimo iż na tak krótki czas.
Lightwood’owie nigdy nie byli tacy święci i zostaliby wyklęci, gdyby nie mała pomoc kogoś z góry i zniknięcie paru dzienników, notatników i innych zapisków tego rodu.
Fairchild’owie – Clary otrzymała od niej dar Run, które znają tylko Anioły, a Herondale – Jace zginąłby od miecza Anioła Razjela, ale otrzymał krew aniołów i nie myśl, że dostał ją od Razjela. To ona upuściła swej krwi i wypełniła nią jego żyły, aby również oddać przysługę temu rodowi.
Lucyna umilkła i składała wszystko do kupy. Miała mętlik w głowie, co przyprawiało ją o migrenę. Zsunęła się lekko z fotela i prawie na nim półleżała przyglądając się Zachariaszowi z pod przymkniętych powiek.
Prócz tego, że chciałem ci o tym wszystkim powiedzieć przyszedłem tutaj z pewna propozycją.
- Jaką? – Powiedziała zmęczonym głosem.
Ty jesteś wyjątkowa, lecz nie jedyna, która ma skrzydła. Na Węgrzech jest pewna szkoła, gdzie są szkoleni Nefilim, którzy dostali na tyle dużo krwi, aby otrzymać skrzydła. Chciałabym, abyś wyjechała do tej szkoły na szkolenie. Będziesz i tak się wyróżniać, ponieważ nosisz na sobie runy, znane tylko Aniołom oraz wszystkie one znajdują się na skrzydłach i pod skorą. Anioły Upadłe – tak siebie nazywają – nie wyróżniają się od innych Nocnych Łowców prócz tego, że nie są czarownikami, a mają skrzydła i używają run tak, jak każdy inny Nefilim.
- Ale, po co jest mi ten trening, przecież umiem walczyć i latać – powiedziała lekko oburzona.
Wiem, że sama się wiele nauczyłaś, jednak przyda ci się trening z walki w locie oraz lataniu, nazwijmy to wyczynowego. Obiecałem twej prababce, że się tobą zaopiekuję i to robię Lucyno.
Dziewczyna ponownie zamarła, lecz zaraz się otrząsnęła i spojrzała przenikliwym wzrokiem na Cichego Brata. W głowie zaczęła rozważać jego propozycję i wiedziała, że może być ona właściwa, jednak wolała na razie wstrzymać się z odpowiedzią.
- Nie wiem, czy się na to zgodzę Jemes, ale rozważę to i niedługo dam ci odpowiedź.
Brat cały czas milczał przyglądając się jej zamkniętymi oczami, co było jak dla niej dość przerażające.
- Chyba to wszystko z czym do mnie przyszedłeś, prawda? – spytała niepewnym głosem, pełna nadziei, że na dzisiaj będzie to już koniec wrażeń.
Tak.
Cicho wypuściła powietrze z płuc i spojrzała na Cichego Brata niepewnie. Od dawna zastanawiała się, czy powinna mu to powiedzieć. Od lat była pewna, że to on nad nią czuwa, gdyż, co by się nie działo, zawsze to on do niej przybywał, leczył ją i rozmawiał, a teraz wiedziała, dlaczego tak się działo. Mimo wszystko wiedziała, że tylko jemu może w pełni zaufać, więc postanowiła poprosić go o coś, o co zawsze chciała. Ostatnia rozmowa uświadomiła ją, że prawidłowo się nad tym zastanawiała.
- Zachariaszu, mam do ciebie prośbę.
Jaką?
- Kiedy będę miała dziecko i odejdę, zaopiekuj się nim i nie pozostaw go losowi, niech mój ród nigdy nie wygaśnie.
Cichy Brat nic nie odpowiedział, tylko posuwistym krokiem wyszedł z biblioteki, zostawiając ja samą z mętlikiem i niepewnością w głowie.

* * *

Wszyscy po śniadaniu rozeszli się do swoich spraw, lecz każdy omijał bibliotekę szerokim łukiem. Od zjawienia się Cichego Brata mijała czwarta godzina. Nikt się nie spodziewał, że tak długo może trwać rozmowa.
Najbardziej intrygowało to Samuela, który kręcił się od czasu do czasu obok wejścia do niej i gdy ujrzał wychodzącego Brata Zachariasza nie czekając ani sekundy dłużej wszedł do środka.
Ujrzał siedzącą w fotelu Lucynę. Była zmarnowana i wyglądała na wyczerpaną. Jego serce zabiło mocniej na myśl, że Cichy Brat mógł bez niczyjej zgody badać umysł dziewczyny. Szybko podszedł do niej i dotknął delikatnie twardymi opuszkami jasnej, delikatnej dłoni.
Lekko się wzdrygnęła i spojrzała w jego ciemne oczy przepełnione troską skierowaną w jej stronę.
- Lucuś, czy coś się stało?
Spojrzała na niego zszokowana. Mało kto nazywał ją „Lucuś”. Głównie to było za czasów jej dzieciństwa i to mówiła Margaret, a nie ktoś taki jak Samuel. Postawny chłopak z karnacją Latynosa, ciemnymi jak kora drzewa oczami i jak ususzone zboże włosami.
- Yyy… Nie, nic się nie stało. Tylko rozmowa, trochę mnie wykończyła, była bardzo ciekawa i w ogóle, lecz jednak wiesz, jak działają na nas Cisi Bracia. – Uśmiechnęła się krzywo i odwróciła od niego wzrok.
Chłopak oparł się drugą dłonią o krawędź fotela i lekko się nad nią nachylił.
- Czy Brat ci nic nie zrobił? Nie grzebał w twoim umyśle bez twojej zgody? – spytał troskliwie.
Dziewczyna zaśmiała się cicho i spojrzała na niego z pod pół przymkniętych powiek.
- Coś ty! Brat Zachariasz nigdy by tak nie postąpił. Nie musisz się o mnie tak martwić.
- Ale Lucy, ja chcę się o ciebie martwić – odpowiedział pewnie i jeszcze bardziej się do niej zbliżył.
Dziewczyna zauważyła, że wystarczyło tylko lekko podnieść głowę, aby go pocałować i nie wiedząc czemu, zrobiła to. Nagle poczuła lekkie zawirowanie, po czym wszystkie myśli, które utworzyły się podczas rozmowy z Jem’em odeszły gdzieś dalej, zniknęły w ciemnościach niepamięci pozostawiając jej głowę pustą i spokojną. Jego usta były delikatne, miękkie i lekko słone niczym łzy. Czule muskały jej wargi, które nadal delikatnie drgały targane emocjami, które się w niej kłębiły. Jego ręka spoczywająca jeszcze niedawno na jej dłoni, teraz masowała kark, a druga szyję i policzek.
Co ja do ciebie czuję?
Zapytała sama siebie, gdy na chwilę przerwali pocałunek i oboje zaczerpnęli tchu, aby zaraz znów się złączyć - i nie spokojnie i delikatnie, lecz szalenie i z pożądaniem - w pocałunku.

* * *

Lisa, tak jak Samuel martwiła się o swoją przybraną siostrę i gdy ujrzała Cichego Brata przy drzwiach Instytutu, zaraz poszła do biblioteki.
Powoli uchyliła drzwi i gdy ujrzała stojącego nad Lucyną Samuela, postanowiła, że odwiedzi ją później, a w tej chwili nie będzie im przeszkadzać.

* * *

Alec i Jace wyszli razem ze śniadania i postanowili spędzić jakoś spokojnie czas. Clary, Isabell, Simon i reszta mieszkańców Instytutu wręcz się z niego ulotniła, co dało im swobodę. Postanowili, że obejrzą jakiś film zważywszy na to, że Instytut mocno odróżniał się od tych gdzie byli i w niektórych pomieszczeniach, takich jak pokój Aleka, znajdował się telewizor.
- Nie wiem ogólnie, po co im to ustrojstwo, ale jak już jest to, dlaczego nie skorzystać? – powiedział z lekkim uśmiechem Jace.
- Masz racje. Oglądamy sami, czy też kogoś zapraszamy? – spytał jego parabatai.
- Może Lucyna będzie chciała, chyba już skończyła rozmawiać z Cichym Bratem – zaoferował chłopak i zbliżył się do drzwi prowadzących do pokoju jego przyjaciela.
Kiedy Alec już otwierał go, koło nich przechodziła Lisa, ubrana w strój do wyjścia.
- A ty gdzie się wybierasz? – spytał ze swoim uśmieszkiem Jace i spojrzał na nią.
- Do miasta, spotkać się ze znajomą – odpowiedziała spokojnie, po czym spytała: – A wy?
- A my będziemy coś oglądać, a i wiesz, czy może Lucyna już skończyła rozmowę z Cichym Bratem?
- Tak, tak. Skończyła i nadal jest w bibliotece, przepraszam, ale się śpieszę. Pa! – krzyknęła i zbiegła po schodach patrząc na zegarek.
- To ty Alec idź po nią, a ja coś poszukam, co się nadaje na to popołudnie.
Chłopak tylko przytaknął i szybkim krokiem zszedł po schodach kierując się do biblioteki.
Wszedł do środka i zamarł na moment, aby po chwili ukryć się w cieniu.
Nie spodziewał się czegoś takiego zobaczyć.
Lucyna leżała na kanapie, a na niej był Samuel namiętnie całujący ją i trzymający ręce pod jej bluzką. Sam już był bez koszuli ukazując blizny, Znaki i dobrze umięśniony tors. Dziewczyna wplątała palce w jego kędzierzawe, brązowe włosy, a nogami objęła go w pasie. Oboje między pocałunkami szeptali do siebie i uśmiechali się na przemian.
Alec zacisnął usta w cienką linię nie wiedząc, co ma zrobić. Najbardziej chciał to przerwać, lecz wiedział, że nie może tak postąpić. Przełknął sporą gulę w gardle i sztywnym krokiem wymaszerował z pomieszczenia, lecz tak, aby go nie ujrzeli. Wrócił do siebie i wściekły zatrzasnął drzwi.
- Co się stało? Lucy nie ma ochoty pooglądać z nami filmu? – zdziwił się Jace siedzący w fotelu i bawiący się gumką recepturką.
- Nie wiem.
- Nie znalazłeś jej? Lisa mówiła, że jest w bibliotece – rzekł zamyślony.
- Nieważne! – Podniósł głos Alec i usiadł na swoim łóżku.
- To może zaproś Magnusa? – podsunął Jace zdezorientowany zachowaniem parabatai.
- Nie ma go w Instytucie. Wybył gdzieś razem z Lukiem, Jocelyn i państwem Poleys.
- Dobra, wiem, że się wściekniesz, ale mam to gdzieś, bo czuję, że coś się stało, więc mów, co ci leży na wątrobie – zainteresował się Jace i spojrzał na przyjaciela.
- Ehh… Szkoda gadać. Nic się nie stało.
- Jak nie, to nie, ale jak będziesz później z tego powodu stał na szczycie wieżowca gotowy do skoku to obiecuję, że cię popchnę. 
Alec popatrzył na niego z konsternacją, po czym ciężko westchnął. Wiedział, że z nim nie warto się kłócić, tak samo jak był pewnym, że nie da za wygraną póki nie dowie się, co się stało.
- Widziałem Lucynę…
- To dlaczego kłamałeś? – zdziwił się blondyn i spojrzał na niego spode łba.
- Bo całowała się z tym Samuelem?! – wypalił wściekle Alec, jakby to było oczywiste.
- To, dlatego jesteś zły?
- Tak
- Ale przecież ty masz Magnusa… - zaczął lekko zdezorientowany.
- Mam, ale nie wiem, co się dzieje. Ona jest inna, ja nie wiem, co do niej czuje, to jest, no cholera… Nie wiem nawet jak to nazwać, jest to coś dziwnego, a ja nie umiem nad tym zapanować.
- Czyli dlatego, jak cię poprosiłem, abyś po nią poszedł to popędziłeś, jak podpalony osioł? – spytał z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
- Tak i nie śmiej się, bo widzę jak na nią patrzysz, a ty masz Clary.
- Tak i będę jej wierny.
- To dlaczego kazałeś zaprosić Lucynę, a nie Clary? – zapytał podejrzliwie.
Jace chyba pierwszy raz nie miał odpowiedzi na zadane pytanie. Lekko zmieszany odwrócił głowę w stronę okna i milczał.
- Tak sądziłem. Masz to, co ja. Magnus mówił, że to przez jej pochodzenie i naszą część krwi, której ty masz o wiele więcej.
- Jak dotykam Clary, parzę ją, a Lucynę trzymając za rękę w „Ambasadzie” nawet nie podgrzałem, a przynajmniej ona w ogóle nie dała oznaki. Tak samo, dlaczego jak teraz jestem z Clary, mimo że ona daje mi wiele, nie potrafię być w pełni szczęśliwy? Zawsze się martwię, nigdy nie jestem pewien, wiem, że nade mną jest Luke i Jocelyn. Ehh… A przy niej zawsze jestem spokojny, jakiś lżejszy, wiem, że nie muszę się martwić o żadne zgody, zezwolenia, że ona żyje tak jak pragnie… Też nie wiem, co to jest, ale to przecież nie oznacza, że mam dla niej zostawić Clary.
- A może właśnie, dlatego? Pomyśl logicznie, myślałeś, że ona była ci pisana, ponieważ miała więcej krwi anioła w sobie tak, jak ty, ale Lucy to anioł w osiemdziesięciu procentach.
- A w dwudziestu?
- Dokładnie to w dziesięciu Nefilim i w dziesięciu wilkołakiem.
- I tak nie rozumiem, po co miałbym marnować to, o co walczyłem tyle czasu, dla kogoś innego?
- A ja sądzę, że powinniśmy spróbować, tylko wiesz… Bez rozgłośni.
Chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Między nimi rosło napięcie, które nie oznaczało złości, lecz nutę porozumienia i plan, który rodził się w ich głowach.
- Tylko, jak już mówiłeś, ona się teraz obściskuje z tym Samuelem.
- Więc może warto się najpierw spytać jego o zgodę? – W oczach Alec’a ukazał się nieznany do tej pory błysk.

* * *

Wszystko szło tak dobrze.
Ich ciała ze sobą splecione, oczy zamknięte, usta zwarte, a wszystko dążyło do ostatniego, najważniejszego zbliżenia, gdy Lucyna coś sobie uświadomiła.
Nie mogła tak postąpić z Samuelem. Pozwoli mu się w sobie rozkochać, da mu wszystko, co będą oboje chcieli i nagle go opuści. Przecież ona wszystkich opuści, lecz nie chce tym nikogo skrzywdzić, nie chce nikogo zranić, a na pewno nie jego. Poczuje się wykorzystany, jak zabawka. Będzie sądził, że on jest dla niej niczym i że gdy się jej znudził, zostawiła go.
Nie chciała, aby tak myślał, nie chciała później mu tłumaczyć tego, dlaczego tak postąpiła, mając nikłą nadzieję w sercu, że zrozumie ją i zmieni zdanie na temat tej „zdrady”.
Chciała tego wszystkiego uniknąć, nie miała zamiaru później widzieć w jego oczach rozpaczy, udręki, żalu, a nawet pogardy.
Nie!
Wolała temu wcześniej zapobiec.
Gwałtownie i mocno go od siebie odepchnęła tym samym zrzucając z kanapy z wyrazem zaskoczenia na twarzy i cichym jękiem wyrywającym się z gardła.
- Lucyna – stęknął i pomasował obite plecy, lecz gdy tylko podniósł wzrok ujrzał wybiegającą z biblioteki dziewczynę.

* * *

Weszła do ciemnego pomieszczenia. Tylko takie były dla niej bezpieczne. Wzięła spory haust powietrza, uświadamiając sobie, że jest to nawyk, którego powinna się wyzbyć, ponieważ odczuwała przez niego jedynie nieprzyjemny ból w klatce. Szybko wypuściła to, co wciągnęła i rozejrzała się po ciemności.
Jej oczy wychwytywały każdy najmniejszy ruch w pomieszczeniu. Widziała umykające w kąty szczury, dość wyrośnięte i jeszcze mniej przyjazne oku. Po chwili przed sobą zauważyła zbliżającą się do niej sylwetkę, która zaraz zmieniła się w dokładny zarys wysokiego, chudego chłopaka z bardzo jasnymi włosami i kontrastującymi do nich całkowicie czarnymi oczami, które przyglądały jej się uważnie. Miał na sobie skórzaną kurtkę i spodnie, a pod tym zwykły ciemny t-shirt. Na jego twarzy ukazał się szyderczy, nieprzyjemny uśmiech.
- Witaj Camille – powiedział spokojnie.
- Witaj – odpowiedziała zimno, zirytowana nie znając jego imienia, chodź on znał jej.
- Wiesz, kim jestem? – spytał.
- Nie – odparła spokojnie i zaczęła przyglądać się jego demonicznym oczom. – Choć chciałabym wiedzieć, jak ty wiesz gdzie mieszkam i jak mi jest na imię oraz, że mnie tu zaprosiłeś?
- Nazywam się Sebastian i zaprosiłem cię do tego uroczego miejsca, aby zadać ci pewne pytanie – mówił nie przestając się uśmiechać.
- Jakie?
- Czy czujesz się zdradzona, przez Nocnych Łowców? Jeszcze niedawno byłaś jednym z nich, lecz twoja miłość, aby zbliżyć cię do siebie, postanowiła cię ugryźć. Pomogła ci się Zamienić w wampira, dała ci dom i zaczęła cię uczyć jak polować. Mimo wszystko, poszłaś do Instytutu i poprosiłaś ich o pomoc, a oni cię wygnali, mówiąc, że nie wolno ci wejść do środka, ponieważ spłoniesz na święconej ziemi.
Spojrzała na niego zaskoczona, nie wiedząc, co powiedzieć. Powinna zapytać się skąd wie, co się wydarzyło w jej życiu, jednak nie potrafiła złożyć żadnego prawidłowego zdania.
Sebastian nadal jej się przyglądał z tym uśmieszkiem na twarzy.
- Rozumiem, ja też jestem Nocnym Łowców i moi niektórzy sprzymierzeńcy też nimi są, ale my będziemy cię traktowali na równi. Będziesz dla nas nadal Nefilim, tylko z większą ilością zdolności. Wystarczy, że się przyłączysz i staniesz Po Słusznej Stronie Sprawy, a w ogóle bardzo ładna suknia Camille.
- Dziękuję – zdołał z siebie wydusić i spojrzała na swoją długą, wieczorową suknię z czarnego jedwabiu.
Sama nie wiedziała, po co ją założyła, jak wiedziała, że wybiera się do starego magazynu.
- Wiesz, że twoja imienniczka była kiedyś głową Klanu wampirów na Manhattanie w Nowym Yorku?
- Naprawdę? – spytała zaciekawiona.
- Tak. Również była jednym z najstarszych wampirów.
- A dlaczego była?
- Została zabita, niedawno, ale twój los będzie lepszy – powiedział uśmiechając się i biorąc dziewczynę pod rękę. – Ja dam ci wieczne życie przy mnie i Przy Słusznej Sprawie.



_____________________________________________________________________
Wiem, że niektórzy z Was, moi Czytelnicy chcecie mnie prawie zabić, krzycząc do monitora - Jak możesz doprowadzić, aby Jace zdradził Clary?!
Spokojnie. Już tłumaczę - Lucyna jest Aniołem, a Anioł ma dar, dzięki, któremu wydaje się bardziej atrakcyjny, a jak ktoś jeszcze ma w sobie jakąś część jej krwi, to ciągnie Swój do Swego. To nie jest prawdziwa miłość, jest to raczej zauroczenie, a raczej odurzenie jak pod wpływem narkotyków. Oni nie są świadomi tego, że oni jej nie kochają, że to tylko ich przyciąga jak magnes, ale to wręcz nic nie znaczy. Rzadko kiedy zdarza się, aby ktoś nie podległ urokowi Anioła. 


2 komentarze:

  1. Nie no kocham twoją historię, ale zabiję cię !!! Kurde jak Alec lub Jace zrobią to co myślę to ..... nie ręczę za siebie !!! :P
    Tak przy okazji. Jem <3 <3 <3 OOooo i Sebuś się pojawia <3 Nie no rozkręcaszsię. Trzymasz w napięciu cały czas. Kocham <3 Czekam na ciąg dalszy. !! :D
    Ps. Zapraszam się do mnie opowiada-nia.blogspot.com

    PPS. Pierwsza !!! :D Uwielbiam to pisać :D

    PPPS. Dużo weny i żelków życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że ucieszysz się z przybycia Jem'a i Sebka, a uprzedzam pojawi się ich jeszcze więcej. Bardzo, ale to bardzo mi słodzisz, a i proszę trzymać nerwy na wodzy, bo może być gorąco :D
      I dziękuję za weny, ale żelki sobie odpuszczę: mam dietę z kości na ości ^^

      Usuń