Następnego ranka, chłopacy zeszli do salonu, gdzie mieli
czekać, aż wszyscy zostaną zawołani na śniadanie. Jak zawsze w pokoju
przebywała już spora część mieszkańców Instytutu. Jakub opierał się o ścianę ze
skrzypcami w dłoni, a Michał siedział przy fortepianie i razem z przyjacielem
przygrywał spokojną, acz lekko smutną piosenkę.
- Alec,
Jace u nas jest tak zawsze. Jedyna rozrywka, to muzyka – powiedziała Lisa,
która złapała na ręce jedną z rozbawionych bliźniaczek, biegających po pokoju i
ujrzał zaskoczone miny przybyszów.
- Ale tak
od rana? – spytała zaskoczona Isabell ściskająca dwa puste kubki w ręce
wracając z Sanktuarium.
- Zawsze,
gdy mamy czas – powiedział Michał, po czym zaczął śpiewać.
Świat się wokół
nas wciąż mniejszy staje,
Kontynenty na odległość
dłoni są,
Samoloty jak z
dziecinnych bajek,
Ponad głową coraz
szybciej niebo tną.
Ludzie wciąż
wędrują wielkim, głośnym stadem,
Z pomieszania mowy
słychać jeden głos
Zbudowano drugą,
większą Wieżę Babel,
Kto pamięta
tamtej, pierwszej mierzy los.
Wszyscy wokół dośpiewywali co jakiś czas, jakby ćwiczyli
całość od zawsze. Lisa wiedziała, kiedy ma razem z bliźniaczkami cicho mruczeć,
dokańczać słowa i pogwizdywać dając całej piosence większy rozdźwięk. Chłopcy
swoimi niskimi głosami śpiewali po kolei zwrotki, tak jakby to był biały
wiersz.
Nefilim ze Stanów przyglądali się im z zaciekawieniem.
Wszyscy faktycznie byli jedną, wielka rodziną, jednym organizmem myślącym i
czującym tak samo.
W połowie utworu drzwi się gwałtownie otworzyły i weszła nimi
jako ostatnia z nieobecnych Lucyna, która z miejsca zaczęła się ruszać w rytm
wygrywanej muzyki.
- Bardzo
lubię tą piosenka. Nowa Wieża Babel…
- Uśmiechnęła się do grających, po czym zaczęła się wsłuchiwać w wokal Petera.
Powolnym krokiem podeszła do kanapy i usiadła na niej
biorąc kubek i popijając kawę. Zaraz obok niej znalazł się Samuel i delikatnie
zaczął masować jej plecy.
- Nie
dotykaj mnie! – syknęła cicho wstając i odwracając się w jego stronę.
-
Dlaczego? – Zapytał zdziwiony.
- Bo tak!
– Warknęła i czym prędzej przeniosła się na parapet.
Jace i Alec przyglądali się im chwilę, po czym wymienili
znaczące spojrzenia. Zastanawiali się, czy dziewczyna tylko gra, czy może
wczoraj coś się wydarzyło, że nagle jej stosunki z Samuelem się pogorszyły.
Oprócz nich, na nikim więcej zachowanie Lucy nie zrobiło
żadnego wrażenia. Dziewczyna usiadła na parapecie i cicho przyśpiewywała z
resztą rozglądając się po obecnych. Zdawała się jakby kogoś wyszukiwała w
tłumie, lecz bezskutecznie. Oparła czoło o zimną szybę i przyglądała się
tętniącej życiem ulicy za nią, jakby to był bardzo ciekawy film. Wydawała się
być w tamtych chwilach myślami gdzieś daleko, a jednak ona była tylko w
bibliotece.
Leżała na sofie, na jej ciele były składane delikatne,
miękkie niczym puch pocałunki, których od zawsze pragnęła. Marzyła o nich, a
jednak wiedziała, że są dla niej zakazane i ta myśl w niej zwyciężyła. Obecnie
zastanawiała się, czy nie mogła raz stawić się i zrobić to, co zawsze pragnęła…
Gdy muzyka ucichła Lucyna zsunęła się powoli ze swego
siedzenia i spytała spokojnie:
- Czy
dzisiaj mamy jakieś plany, czy też siedzimy w domu?
- Na
pewno do południa nic nie robimy, a później w Parku Źródliska jest festyn –
powiedziała rozradowana Lisa i rozejrzała się po reszcie. – Idziemy na niego,
prawda?
- Ja na
bank idę – odpowiedziała Lucy i odstawiła kubek na stolik. – Chłopaki, wy chyba
nas nie zostawicie?
Michał, Peter oraz Jakub wymienili znaczące spojrzenia, po
czym Jakub się odezwał:
- Jak
wam, dziewczyny tak bardzo zależy to możemy się przejść, a ty Samuel i Adam
idziecie? – Skierował wzrok na przyjaciół.
- Ja
sióstr nie zostawię – rzekł szybko Adama i stanął przy nich niczym strażnik.
- A ja
mam inne plany – odrzekł ponuro Samuel i rzucił Lucynie złowrogie spojrzenie.
- No ok, a
wy? – zapytał gości, którzy na raz przytaknęli głowami.
Zapadła na chwilę długa cisza, po czym gwałtownie odezwała
się Isabell:
- Simon
czuję się w Sanktuarium samotnie, czy nie możemy z nim spędzić trochę czasu?
- Po
śniadaniu chodźmy do niego, chłopaki weźcie instrumenty, to może coś się zagra
– odpowiedziała od razu Lucy i spojrzała na Nocną Łowczynię z sympatią, po czym
rzekła po polsku – Jesteś wspaniałą osobą kochając wampira tak mocno, mimo że
ta miłość jest zakazana.
Izzy patrzyła na nią zdezorientowana, nie rozumiejąc słów
wypowiedzianych do niej.
- Ty to
robisz specjalnie – odezwał się gwałtownie Peter po angielsku.
- Co
robię? – Odwróciła się do niego zaskoczona.
- Mówisz
w języku, który rozumiemy jedynie my, ale nie oni.
Lucy lekko się zarumieniały, acz z tej nieprzyjemnej
sytuacji wyrwał ją krzyk Margaret oznajmiający śniadanie.
Wszyscy pośpieszyli w dół po schodach i usiedli na swoich
miejscach. Jak zawsze dorośli byli już dawno na dole i jako pierwsi zaczęli
jedzenie jak i rozmowę z młodzieżą. Wszyscy mówili o swoich planach na
dzisiejszy dzień i pytali się czy coś nie jest zaplanowane. Szefowie Instytutu
zapewniali, że tego dnia, każdy może się rozerwać, ponieważ wszystko jest
pozałatwiane, co wychodziło na wszystkich korzyść.
Gdy skończyli jeść, każdy pomógł posprzątać po śniadaniu,
po czym młodzież wybrała się do Sanktuarium.
W kącie
zimnego pomieszczenia siedział nachmurzony Simon, który na widok tak wielu
gości zamarł z otwartymi ustami.
- My w
odwiedziny – powiedziała wesoło Isabell wychodząc na przody.
- Do
mnie? – wykrztusił zaskoczony.
- Nie, do
ścian – odparł sarkastycznie Jace, za co dostał od Clary kuksańca w ramię.
Wszyscy przywitali się z wampirem i rozsiadając się po
krzesłach i podłogach zaczęli z nim rozmawiać i się śmiać. Atmosfera była lekka
i przyjemna, a widok uradowanego Simona podnosił każdego na duchu.
- Ej,
kompania mam pomysł! – krzyknęła nagle Lisa przerywając rozmowę – Zróbmy
konkurs w śpiewaniu!
Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni nie wiedząc, co na to
odpowiedzieć.
-
Siostra, ale nasi goście nie zrozumieją słów niektórych piosenek, bo jestem
pewien, że będziesz chciała losować gatunki – odrzekł ponuro brat wiedząc, że
jego mocną stroną nie jest śpiew.
- No tak,
a nie ma runy, żeby można było kogoś zrozumieć? – żachnęła się dziewczyna.
- Jest –
powiedziała spokojnie Lucyna i wyjęła zza dekoltu swoją stelę. – Ja mam taki
Znak, mogę wam go narysować, bo go potrafię.
- Bardzo
przypomina on Iratze – powiedziała nagle Clary i
również złapała za swoja stelę.
Obie dziewczyny zaczęły do każdego podchodzić i rysować im
Znak, dzięki któremu mogli spokojnie się porozumiewać nie zmieniając języka.
Gdy obie skończyły i patrzyły na swoją pracę z niemałą
dumą, Jakub i Peter gwałtownie się odezwali:
- Lucyna,
zaczynaj, niech będzie coś miłosnego.
- Co?!
Dlaczego ja?! – krzyknęła zaskoczona.
- Bo mamy
taki kaprys – zaśmiali się obaj i pociągnęli ją na środek.
- Ale ja
nie mam pomysłu – powiedziała zdezorientowana, stojąc i odwracając się do
wszystkich.
Jej wzrok na chwilę utkwił na oczach Jace, a później Aleca.
Zdawała się szukać w nich wsparcia, lecz zaraz zaniechała tego i skupiła się na
przyjaciołach, którzy trzymali w rękach instrumenty, gotowi do zagrania.
- Hmm… A
jaką tą piosenkę śpiewałaś dla swojego kochanka? – syknął niemiło Samuel – „Na
Odległość”? Dobrze pamiętam? A w ogóle jak się nazywał ten twój ostatni
niewolnik, bo już zapomniałem?
- On nie
był żadnym niewolnikiem! – warknęła ostrzegająco dziewczyna. – Miał na imię Reneus
i wiesz dobrze, że nie żyje.
- I z tej
przyczyny, że go straciłaś przez swoją głupotę nie zaśpiewasz tej piosenki
Lucynko? - zapytał z udawanym żalem i troską w głosie.
Dziewczyna prawie zabiła go swoim wzrokiem ignorując
zaskoczone miny Aleca i Jace oraz ich przyjaciół, nieznających historii tego
chłopaka. Szybko wzięła się jednak w garść i biorąc głęboki oddech skinęła na
Petera.
Chłopak od razu zaczął grać, a Lucy stanęła wyprostowana,
przymknęła oczy, wzięła kolejny oddech i ściskając ręce w pięści zaczęła
śpiewać smutną piosenkę o wymogach, które stawia miłość.
Gdy
skończyła, widocznie odetchnęła z ulgą i wszystkim się delikatnie pokłoniła.
Otrzymała krótką salwę oklasków i gwizdów chłopaków.
- Ładnie
śpiewasz – powiedział na głos Alec, ku jej wielkiemu zdziwieniu.
Uśmiechnęła
się krzywo i stanęła bliżej reszty uciekając od chłopaka wzrokiem.
- Za nim
stała się kimś z nas, uczyła się śpiewu i grania na paru instrumentach, za to
ja z siostrą trenowaliśmy taniec – rzekł Adam lekko się rumieniąc.
Nefilim,
spojrzeli na nich zszokowani.
- Tak to
prawda. Jako, że ja zaczęłam całą rozrywkę, wybieram kolejną osobę i jest nią
Peter i Jakub. Zagrajmy tą moją ulubioną – puściła do niego oko, po czym
spojrzała na Lisę i Adama – A wy zatańczcie.
- W
planach był tylko śpiew! – oburzyła się dziewczyna, ale wstała i pociągnęła
brata za rękę. W duchu bardzo chcą pokazać, że naprawdę dobrze tańczy.
Kuba
podniósł się z ziemi i wziął dwie pary skrzypiec, od razu jedną z nich podając przyjacielowi.
- Twoje
wyższe – rzekł.
- Wiesz,
jak ja dawno nie grałem, ale zawsze chciałam. – Uśmiechnął się lekko i razem z parabatai wyszli do rodzeństwa i stanęli
po przeciwległych bokach.
Oboje
ułożyli sobie podbródki i poprawili strony, po czym Kuba trzy razy machnął w
powietrzu smyczkiem i zaczęli grać.
Najpierw spokojnie, ale muzyka zaraz zaczęła lekko
przyśpieszać. Adam z Lisą na początku okrążyli siebie jak zwierzęta, które mają
zacząć walkę, po czym brat złapał siostrę za ramie i mocno ją przechylił.
Muzyka przyśpieszyła i była lekko urwana, a młoda para zaczęła się poruszać w
jej rytm z niewyobrażalną zręcznością, jak i gracją jakby istnieli tylko oni.
Lisa bardzo dobrze owijała się wokół Adama i bez problemu dawała się mu
podrzucać. Brat widział tylko jej ciemne oczy skupione wyłącznie na nim. Podtrzymywali
obaj kontakt wzrokowy nie musząc patrzeć na swe ciało, aby wiedzieć, jak zaraz
postąpią.
Smyczki śmigały po obu skrzypcach bardzo szybko, zdając się
jakby chciały przeciąć struny. Oboje muzykanci mieli zamknięte oczy i byli wyłącznie
skupieni na grze, tak jak rodzeństwo na sobie i na swoich krokach.
Najważniejsze było żeby trafić w rytm, wiedzieć jaką strunę przycisnąć i jak
nachylić smyczek.
Muzyka dwóch skrzypiec o różnych tonacjach, jak szybko się
zaczęła tak i gwałtownie skończyła, a Lisa trzymana pod ręce przez brata
wykonała spektakularny szpagat.
Kolejna
salwa oklasków i wiwatów.
- No
widzę, że z formy nie wypadłeś – zaśmiał się Kuba i wziął od Petra skrzypce.
- Sam
jestem zaskoczony – uśmiechnął się i podeszła do reszty.
Zabawa
była dalej kontynuowana i każdy z miłą chęcią w niej uczestniczył. Nawet Jace i
Alec zaśpiewali dwie piosenki, co było ogromnym zaskoczeniem dla Isabell oraz
Clary, które i tak na koniec stwierdziły, że ich głosy nie nadają się nawet do poezji
śpiewanej.
Kiedy
wszyscy byli już po minimum jednej rundzie nadeszło południe.
Każdy rozszedł się do swoich pokoi, aby się przebrać na
festyn. Spotkali się przed Instytutem.
Lisa
miała na szyi aparat cyfrowy, a chłopaki ogarnęli koc na wieczór oraz
pieniądze, po czym wszyscy ruszyli sporą grupą do sporego, ogrodzonego parku ze
stawem i Palmiarnią.
Lucyna
jako pierwsza weszła do niego i stanęła w plamie słońca, a jej włosy rozwiał
wiatr. Lisa szybko uchwyciła ją na zdjęciu, gdzie wyglądała niczym anioł
zesłany prosto z nieba, ale bez skrzydeł.
- Nic się
nie zmienił – powiedziała rozglądając się Lucyna.
- A jak
mógł się zmienić, przecież nie dawno go odczyścili, a to było za twoich czasów
– powiedział Peter i ruszył przodem w stronę altanki, gdzie była ustawiona
scena, a wokół niej stoiska oraz budki z jedzeniem i bibelotami.
- Ej, a
może chodźmy nad staw, tam jest przyjemniej – zaproponował Adam.
Wszyscy przytaknęli i ruszyli do wody koło której
organizowali tańce i inne zabawy. Ludzie rozkładali się z kocami na trawie i
obserwowali zabawę oraz słuchali muzyki. Clary w tłumie wypatrzyła Magnusa,
Luke oraz Jocelyn. Podbiegła do nich i zaprosiła do przyłączenia się.
W tym czasie Adam oraz Lisa postanowili wziąć udział w
konkursie na akrobacje na linie.
Zgłosili
się razem i szli jako pierwsi. Wszyscy zebrali się wokół i przyglądali jak rodzeństwo
się zabezpiecza, po czym wchodzą na linę na wysokości dwóch metrów nad ziemią.
Była to raczej taśma, na której można było robić przewroty, od których zaczęli,
a następnie skokami i obrotami w locie. Wybijali się z własnych rąk oraz pomagali
się złapać.
Zostali
za cały pokaz nagrodzeni wiwatami i śmiertelnie przerażonym wzrokiem Jocelyn,
kiedy zeszli.
Nic się do niej nie odezwali tylko uśmiechnęli, po czym
zaczęli się dalej bawić, jak reszta.
Popołudnie
mijało na zabawie, tańcach, konkursach oraz na dużej ilości zdjęć. Wszyscy
mieli dobry humor, aż do chwili, gdy do Michała zadzwoniła Margaret.
- Musimy
wracać do Instytutu – powiedział. – Sebastian jest w Łodzi.
Wszyscy
bez słowa zaczęli się zbierać i wrócili pośpiesznie do domu. W progu czekała na
nich zdenerwowana szefowa Instytutu, która od razu zaczęła im tłumaczyć gdzie i
dokąd mają się wybrać oraz w jakiej sprawie. Każdy szybko poszedł do swojego
pokoju, aby się przebrać w strój bojowy.
Jace i
Alec znaleźli się jako pierwsi na zewnątrz ubrani. Zaraz do nich dołączyli
Isabell, Clary i Magnus, a później reszta.
Jerzy naszykował sporą furgonetkę, którą mieli jechać do
klubu, gdzie widziano Sebastiana. Wszystko było już gotowe, gdy wyszła przed
Instytut, a Alec i Jace znieruchomieli przy swoich ukochanych. Szeroko
otwartymi oczami patrzyli jak powoli schodzi po schodach i zbliża się do
wszystkich.
Tym razem ubrana była w skórzane, czarne i obcisłe spodnie,
z grubym pasem tego samego koloru. Nałożyła na to granatowy obcisły t – shirt i
skórzaną, czarną kurtkę oraz kozaki na koturnie. Jej oczy były umalowane na
granatowo, a włosy wytapirowane i przełożone na jeden bok. Na rękach nosiła
skórzane rękawiczki bez palców, obite ćwiekami.
Robiła
wrażenie.
- Chyba
się nie spóźniłam? - spytała podchodząc.
- Na twoje
szczęście nie – odburknął Samuel i ruszył w stronę furgonetki.
- Ja
pojadę sama – odpowiedziała i ruszyła do garażu.
- Nie! – odpowiedział
Peter i Jakub na raz. – Nie puścimy cię samej.
- Ale
nikt nie jedzie razem ze mną, macie swoje - powiedziała wyniośle, ku
zaskoczeniu wszystkich, którzy nie wiedzieli, o czym jest mowa.
- Mimo
to, będziemy jechali koło ciebie –odparł poważnie Peter.
Dziewczyna
cicho westchnęła i przewróciła oczami, po czym cała trójka zniknęła w garażu,
aby zaraz z głośnym warkotem wyjechać na trzech ścigaczach.
Lucyna
wyjechała na przody, na czarno – granatowo – srebrnym motorze.
- Tylko
uważaj na siebie – powiedziała dla zasady Margaret i popędziła resztę do
furgonetki.
- Jasne!
– odkrzyknęła Lucy i zasunęła kask.
Samochód
ruszył jako pierwszy, lecz zaraz wyminęły go ścigacze, stając dwa po bokach i
jeden na przedzie. Oczywiście prowadziła Lucyna, co chwilę lawirując, lub
stając na kole ku przerażaniu reszty.
Nastolatki w furgonetce przyglądali jej się, gdy Peter i
Jakub również wyjechali do niej i co chwilę między sobą lawirowali, niczym w
jakiejś układance, aby za moment przyśpieszyć i ścigać się po opustoszałej
ulicy i zajeżdżać sobie drogę.
- Zabiją
się! – pisnęła Margaret zakrywając sobie oczy ręką, gdy po raz kolejny Lucyna
lub Peter okręcali się na jednym kole i ruszali dalej.
Alec i
Jace nie mogli oderwać wzroku od jej sztuczek na motocyklu, od jazdy na jednym
kole po stawanie na siodełku oraz jej wymigiwaniu chłopaków i zyskiwaniu na
odległości.
- Dobra
jest – powiedział Magnus, również przyglądając się, jak srebrno – granatowo –
czarna smuga, śmiga przed furgonetką.
- Tak,
jest. Dużo traci, więc gdy ma szansę wrócić do dawnych czasów to, to robi.
Zawsze kochała motory i jazda dla nich to chleb powszedni – rzekł staruszek za
kierownicą.
- No
dobra, teraz będziemy mieli sporo skrętów, więc patrzcie na nich uważnie, bo to
się nazywa niezły widok – powiedział Michał siedzący koło Jerzego.
Faktycznie,
miał rację.
Gdy skręcili w węższą uliczkę, wszyscy jechali rzędem
wymieniając się na skrętach, gdzie jak się przekrzywili na siodełkach i specjalnie
dotykali rękoma ziemi albo i połową ciała. Najbardziej i tak odważną była
Lucyna, która postanowiła zakręcić na jednym kole i udało jej się to tylko
dzięki temu, że okręciła się, a nie przechylała.
Wyglądali, jakby takie sztuczki, ćwiczyli całą trójką
razem.
-
Zbliżamy się do celu, więc powinni powoli zwalniać, jeśli się nie zapomnieli –
powiedział Jerzy, który kierował furgonetką i zaczął zjeżdżać na pobocze.
Zaraz
zatrzymał się i zgasił silnik, a Nefilim wyspali się z pojazdu. Motory
zatrzymały się przed furgonetką i wszyscy z nich zsiedli.
- Nieźle
młoda – powiedział Michał. – Nie wypadłaś z formy.
- Ale to
chyba ostatni raz, kiedy na nim jadę – powiedziała i pogładziła stal.
-
Dlaczego? – spytał zaskoczony.
- Za dużo
wspomnień – odparła, a przed oczami Michała ukazały się obrazy jej zakrwawionej
twarzy, a później zmasakrowanego pojazdu i widoku krwi płynącej po asfalcie.
Szybko
się otrząsnął i podszedł do wejścia klubu.
- PLAGA –
przeczytała na głos nazwę Clary.
-
Dosłownie plaga – rzekł Samuel i spojrzał do wnętrza wypełnionego dymem,
światłami i tańczącą młodzieżą.
- Tak jak
zawsze? – spytała Lisa.
- Tak -
rzekła Margaret.
- Lucy,
idź pierwsza, wiesz dobrze, co masz robić – powiedział Peter stając przed
wejściem.
- No
jasne – błysnęła zębami i ruszyła do środka kręcąc lekko, acz kusząco biodrami,
mocno zarysowującym się pod skórzanymi spodniami.
Pomieszczenie,
do którego weszła było zaciemnione i gęste od zapachu olejków, potu i dużej
ilości likieru Faerie.
Rozejrzała się wokół siebie, poszukując najlepszego
miejsca, gdzie mogłaby przykuć uwagę wszystkich. Jej wzrok utkwił na
podwyższeniu sceny z metalową rurą na środku. Przecisnęła się jak najszybciej
przez tłum i bez żadnych oporów dostała się na scenę. Zmieniono akurat muzykę i
zaczęło lecieć „Mrs Saxobeat”
Raz kozie
śmierć
Zaczęła okręcać się wokół rury w rytm muzyki i wyginać całe
ciało. Już po chwili prawie wszyscy patrzyli się na nią w skupieniu, jak
uwodzicielsko ściąga z siebie kurtkę i podnosi się na rurze, opuszcza, zjeżdża
w tym samym momencie oblizując wargi i mrugając do prawie każdego okiem.
Wygięła się ostentacyjnie w chwili, gdy wśród tłumu wypatrzyła osobę, której
poszukiwała.
Sebastian.
Stał i patrzył się na nią nie rozpoznając jej. Powoli
zsunęła się ze sceny i zaczęła kocimi ruchami, czasami nawet na kolanach
zbliżać do niego, aż stanęła naprzeciw i tańczyć, ku jego zadowoleniu. Mruczała
mu do ucha i cicho śpiewała piosenkę tym samym muskając odrobinę jego ucho.
Muzyka powoli się kończyła, a ona zaczęła go zaciągać w ustronne miejsce.
Wszyscy patrzyli na nią, jak sprawnymi ruchami kręci przed nim się i przybliża,
co jakiś czas muskając jego bladą skórę wargami.
- Nie
opieraj się – szepnęła słodko i zaciągnęła go do pokoju dla personelu.
Zaraz
zamknął za sobą drzwi i przyparł ją do ściany, a ona udając zadowolenie lekko
wygięła się w łuk.
Nie
zdążył nawet położyć na niej swych bladych ust, gdy poczuł na plecach ostrze.
Powoli się odwrócił i ujrzał wszystkich, którzy z nią przyjechali z Jacem na
czele.
- O witaj
braciszku – powiedział Sebastian.
- Widzę,
że nie jesteś zaskoczony – wysyczał przez zęby.
- Wiesz,
rzadko się zdarza, aby taka ładna suka się do mnie przymilała.
Poczuł
pukanie w swoje ramię i odwrócił się w stronę Lucyny. Ta nie czekając
przywaliła mu z całej siły pięścią w policzek, dzięki czemu rozorała mu
ćwiekami spory kawałek twarzy.
- Za co?!
– krzyknął upadając na podłogę.
- Za tą
sukę, palancie – syknęła i poprawiła kopnięciem w brzuch.
Chłopak
wysyczał jakąś inkarnację, po czym przekręcił pierścień za nim Jace, zdołał
zadać jakikolwiek cios.
- I skur…
- nie dokończyła, ponieważ z sufitu zaczęły spadać demony, podobne do
wyrośniętych, zmutowanych nietoperzy.
Wszyscy od razu złapali za broń i zaczęli się bronić przed
atakującymi ich bestiami mającymi ostre jak brzytwa zęby i ciało całe w guzach,
które na sam widok przyprawiało o mdłości.
Lucyna
szybko przetoczyła się do reszty i wyjęła swój sztylet. Rozejrzała się poszukując
Adama i Lisę. Mimo że nie byli parabatai,
wypełniali się podczas walki, co było bardzo ważne w takich sytuacjach.
Stanęli
do siebie plecami i zaczęli odpierać demony.
W powietrzu błyskały ostrza mieczy i noży, co chwilę
śmigały strzały Aleca. Wszystko szło dobrze, potworów było coraz mniej, aż do
chwili, gdy Lucyna została gwałtownie wyrzucona w powietrze i obiła się plecami
o ścianę.
- Lucyna!
– Ktoś krzyknął.
Dziewczyna
szybko się otrząsnęła i ujrzała przed sobą jakże znajomą twarz.
-
Camille? – spytała słabym głosem.
- O!
Pamiętasz mnie? – zaśmiała się z udawanym zaskoczeniem i błysnęła swoimi kłami.
- Co ty
tu robisz?
- Zabijam
was – syknęła i szybkim ruchem wyjęła sztylet z rękawa.
Lucyna w ostatniej chwili się przetoczyła, a ostrze wbiło
się w jej biodro. Dziewczyna krzyknęła cicho i potoczyła się dalej, próbując
odpędzić się od jednego z demonów, który ją zaatakował.
Wszystko
przyśpieszyło.
Widziała przed sobą tylko oślizgłą paszczę demona bez oczu,
który próbowała ugryźć ją w gardło, a ona wyszarpując sztylet ze swego ciała
wbiła mu go w pierś.
Rozejrzała
się przerażona wokół siebie. Camille stała tyłem do niej, a przed Samuelem.
Oboje walczyli, aż dziewczyna z zastraszającą szybkością przybliżyła się do
niego, a jego twarz wykrzywił grymas bólu. Zaraz po tym wampirzyca znalazła się
przy drzwiach i machając wszystkim na pożegnanie wyszła z pomieszczenia
znikając w tłumie.
Samuel upadł przed Lucyną jak długi.
- Nie! – krzyknęła
dziewczyna i trzymając się za ranę podczołgała się do niego.
- Nic mi nie
jest, to tylko śmierć… - powiedział spokojnie lekko głaszcząc jej policzek.
- Tylko
śmierć? Samuel nie odchodź, wytrzymaj. Za chwilę narysuję ci Iratze i wyleczysz się.
- To jest
demoniczne ostrze moja miła, nie dasz rady. Dziękuję, że odchodzę chociaż w
twoich ramionach. – Delikatnie się uśmiechnął, po czym wydał ostatnie
chrapowate tchnienie.
- Samuel,
Samuel… - szeptała, a jej łzy spadały na bladą twarz chłopaka, skamieniałą i z
otwartymi oczami.
W jego
piersi trwał sztylet z demonicznego metalu.
- Nie! – krzyknęła
przez łzy i całych sił przytuliła się do jego ciała.
Na swoim
ramieniu poczuła znajomy dotyk, który gwałtownym ruchem ręki próbowała
odtrącić.
- Lucy,
odsuń się od niego. Nie uratujesz mu życia – powiedział łagodnie Luke i
uklęknął przy córce.
Spojrzała na niego zaszklonymi oczami i powoli odsunęła się
od ciała przyjaciela, po czym znalazła się w ramionach swojego ojca.
Ścisnęła
z całej siły powieki i palce na plecach Luciana, pozwalając sobie na jeszcze
parę łez, po czym na krótki, chrapliwe oddechy, aby się uspokoić.
Wszyscy stali wokół nich i ciała Samuela, patrzącego się w
sufit martwymi oczami.
_____________________________________________________________________________
Piosenki wykorzystane w rozdziale:
https://www.youtube.com/watch?v=-J1W_-EhDck
https://www.youtube.com/watch?v=-J1W_-EhDck
oraz muzyka, która zagrali Lucyna i Kuba na skrzypcach
https://www.youtube.com/watch?v=ntQ4dlCLjQ0
Wiem, Lucyna jest wszech utalentowana, ale jednak ma wiele
wad, które pokaże w
Nie !!! Miałam nie płakać !!! Nie tylko nie Samuel !! Proszę !!! Dlaczego ?!
OdpowiedzUsuńCudoooo rozdział <3
Czekam na kolejny
Dużo weny i żelków życzę
Ps. Zapraszam do mnie http://opowiada-nia.blogspot.com/
PPS. :Pierwsza :* <3
oj nie płacz, nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, mam nadzieję, że może weekend go wyskrobię, ale osobiście wątpię... Dziękuję za wenę, żelki nadal odpuszczam - dieta xD
UsuńMoja niesamowita korektorko! Jesteś mega utalentowana! Mogłabyś się mierzyć z Cassie! Mam najlepszą korektorkę na świecie! Czekam na następny rozdział. Ale... chyba bardziej na kompanię :*
OdpowiedzUsuńHeh, nie mogę uwierzyć, ze tyle ludzi mi słodzi i to aż tak mocno... Bardzo dziwnie się z tym czuję, ale jest mi również z tym przyjemnie (NARCYZM)! A i są lepsi korektorzy kochana, są o wiele lepsi niż ja :D Chwilę poczekasz na kolejny rozdział, może dzisiaj wezmę się za kompanie, a na pewno dzisiaj stworze nowy rozdział nowej historii, która powinna Ci się spodobać ^^
UsuńJesteś świetna! *0* Wielki szacunek.. ;/ Kocham DA i uważam że nic nie może się z nimi równać, ale to ff jest mega ! ♥ Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością ^^
OdpowiedzUsuń+ mam ogromną prośbę :c Jakbyś mogła wpaść na mojego bloga i coś poradzić, byłabym wdzięczna ;c
http://angelbookbadhistory.blogspot.com/
Dziękuję, chciałam zrobić odróżniające się ff od innych, stworzyć nową postać i nową historię. Jestem zadowolona, że Ci się podoba. Jasne, będę mogła wpaść i tak już robię za korektora i pomocnika paru osób, więc mogę i u Ciebie, może nawet jeszcze i dzisiaj :)
Usuń