Stanęła przed drzwiami prowadzącymi do biblioteki i zamarła.
Nie czuła strachu, a jednak nie potrafiła znaleźć w sobie na tyle odwagi, aby
dotknąć klamki i otworzyć drzwi. W głowie kłębiły jej się pytania powiązane z
przybyciem Cichego Brata. Rzadko zdarzało się, aby przybywali oni do kogoś bez
wezwania. Oznaczało to, że nie jest to żadna błaha sprawa, lecz coś większej
wagi. Nie była pewna, czego powinna się spodziewać. Zastanawiała się, czy nie
jest to związane z jej przybyciem do Europy mimo listu gończego, a może tego,
że jej czas jest coraz krótszy.
Wzięła głęboki haust powietrza i zamiast otworzyć drzwi,
zapukała do środka. W jej głowie rozbrzmiał spokojny, przyjemny głos, jak
również bardzo znajomy:
Proszę.
Dotknęła zimnej, mosiężnej gałki i weszła lekko się trzęsąc
do środka. Opuściła ją duma, pycha i władcza postawa. Poczuła się – jak zawsze
przy Cichych Braciach – mała, nic nieznacząca, jakby była zwykłym Przyziemnym.
- Witaj…
- zacięła się na moment i spojrzała na twarz, widoczną spod kaptura koloru pergaminu
– Jemes.
Cichy Brat nawet nie drgnął i nie dał nic po sobie poznać,
ale w jej umyśle rozbrzmiał głos, w którym wyczuła delikatną nutę napięcia.
Nikt już mnie tak od dawna, Lucyno nie nazywa.
- Wiem o
tym, ale sam mi kiedyś o tym powiedziałeś, pozwoliłeś mi siebie zobaczyć takim,
jakim kiedyś byłeś. Leczyłeś mnie i opowiedziałeś o sobie.
Patrzyła
się na niego uważnie, z obawą, czy go nie uraziła.
To nie ja pokazałem siebie z poprzedniego życia, lecz twoja
prababka Lucyno, również twa imienniczka. Właśnie w tej sprawie przyszedłem do
ciebie, jak również z pewną propozycją, lecz wszystko po kolei. Usiądź w
fotelu, a ja ci trochę opowiem i wyjaśnię.
Dziewczyna posłuchała jego prośby i dość sztywno usadowiła
się w skórzanym fotelu, niedaleko kominka, w którym nadal delikatnie tlił się
ogień. Przez cały czas nie spuszczała z Brata Zachariasza wzroku uświadamiając
sobie, że mimo blizn, zaszytych warg, zamkniętych oczu i tej całej kościstej
postury jest nader ludzki. Wydawał się nadal mieć w sobie wszystkie uczucia,
lecz stłumione, a nie jak inni Cisi Bracia całkowicie ich pozbawieni. Dopiero
po chwili zaczęła sobie przypominać na jaki temat będzie rozmawiała z
Zachariaszem i gwałtownie zesztywniała.
Będzie opowiadał o jej przodkach, o jej prababce, po której
otrzymała imię, celowo, a może przez przypadek?
Cichy
Brat chyba ujrzał jej lekkie przerażenie, ponieważ odezwał się w jej głowie,
spokojnym głosem:
Nie masz się, czego obawiać Lucyno. Długo zastanawiałem
się, czy powinienem w ogóle o tym tobie opowiadać, lecz stwierdziłem, że tak
będzie dla ciebie najlepiej. Musisz wiedzieć, że twoja rodzina zawsze była
wybrańcami Boga i Szatana.
Jak już wspomniałem, twoja prababka Lucyna była pierwszą,
która zaczęła całość tego wszystkiego. Niedawno trafiłem na rodowód Stell’ów. W
dziewiętnastym wieku był to jeden z najbardziej majętnych i walecznych rodów
Nocnych Łowców. Jego duża część miała wysokie stanowiska w Radzie, jednak
utraciła to wszystkie w niedługim czasie. Matka Lucyny, nigdy nie była zbyt…
rozsądną osobą, która pragnęłaby mieć dzieci. Jednak miała ich czwórkę: trójkę
chłopców i dziewczynkę. Jej pierwszy syn był jako jedyny traktowany przez nią z
uczuciem. Prawdopodobnie przez to, że był najstarszy i prawie dorosły, gdy jej
mąż zginął podczas walki z demonami. Reszta dzieci dla niej mogła nie istnieć.
Były jej niepotrzebne i częściej używała w stosunku do nich przemocy, niż
czegokolwiek innego. Lucyna była najstarsza zaraz po bracie Edwardzie, a zaraz
po niej urodzili się Antoni i Robert.
Ona była najgorzej traktowana, dodatkowo jako dziewczyna
nie mogła się sprzeciwić matce, więc uciekła z Instytutu i wchodząc na pierwszy
lepszy parowiec przypłynęła do Anglii. Spotkaliśmy ją podczas ataku paru
niezbyt przyjemnych demonów u brzegu Tamizy. Miała wtedy piętnaście lat,
walczyła tak jak potrafiła, a widać, że miała potencjał. Otrzymała od nas nowy
dom, na zaledwie dwa lata. Przez ten czas niewiele się o niej dowiedzieliśmy,
lecz dużo dało nam do myślenia, gdy pewnego dnia otrzymała list i nic nie
mówiąc wybiegła wieczorem z Instytutu zabierając jedynie dwa serafickie miecze.
Oczywiście ja razem z moim parabatai zaraz pobiegliśmy za
nią. Odnaleźliśmy ją w jednym z parków, gdy tuliła do siebie młodego mężczyznę
elegancko ubranego, który brudził cały jej strój krwią wypływającą z rany w
boku. Dowiedzieliśmy się wtedy, że to był Edward, który uciekł z domu, gdy ich
matka do końca oszalała i zabiła młodszych synów. Miał zamiar zamieszkać w
Idrisie, lecz chciał najpierw znaleźć swoją siostrę i wyjechać do rodzinnego
kraju Nocnych łowców razem z nią. Jednak znalazł się w złym miejscu o złej
godzinie i wdał się w nieprzyjemny konflikt z kilkoma Ifrytami. Zmarł na jej
rękach, a Lucyna była wtedy świadoma, że jako jedyna została z rodu i gdy tylko
jej rodzicielka umrze, ona przejmie cały majątek, a jak Enklawa będzie jej
przychylna to nawet Instytut, gdzie się wychowywała, lecz zanim by to miało
nastąpić musiała ukończyć osiemnaście lat, a został jej tylko niecały wtedy
rok. Siłą odciągnęliśmy ją od ciała Edwarda i spróbowaliśmy zabrać do
Instytutu, gdzie wszystko by dokładnie wyjaśniła, uspokoiła się, znalazłaby
radę i pomoc. Jednak nie zdążyliśmy się obejrzeć, gdy ujrzała niedaleko Ifryty
umazane krwią i cieszące się jak nigdy. Nie myślała o niczym tylko o zemście za
brata. Zaatakował ich i wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie zjawiły się
automaty. Zginąłbym razem ze swoim parabatai, gdyby nie to, że Lucyna ukazała
swój dar, za który w domu przez matkę była potępiana.
Skrzydła.
Uklękła nad nami i rozłożyła je jak tarczę. Łapa automatu
odbiła się od piór z metalicznym dźwiękiem. Były one inne niż twoje.
Śnieżnobiałe z czarno-złotymi runami. Rzuciła się na maszynę, tym samym
pozwalając nam, abyśmy się podnieśli i nabrali energii. Gdy to się stało, udało
się zniszczyć już jeden automat i to zwykłym przypadkiem losu, lecz drugi, mimo
że mocno powgniatany i w połowie zniszczony, trzymał na swym harpunie zamiast
ręki przebitą na wylot Lucynę. Dobiliśmy go i uwolniliśmy ją od tego żelastwa,
jednak nie było szans, aby ją uratować. Wtedy, plując krwią i zginając się w
konfuzjach zdążyła powiedzieć, że zawsze dla matki była czarownicą ze
skrzydłami, a nie Nocnym Łowcą. Mówiła, że dla niej życie nie jest niczym
ważnym, jak mogła je oddać za tych, których kochała.
Umarła w moich ramionach. Jej ciało zostało zabrane przez
Cichych Braci, którzy później nas powiadomili, że Lucyna spodziewała się
dziecka, które przeżyło i zostało uratowane. Prócz tego, że wszyscy mieliśmy
świadomość, że jej potomek żyje, nikt z nas nie miał z nim do czynienia, nawet
nie wiedział jak wygląda i gdzie się znajduje.
Często w nocy śniłem o ciemnowłosej dziewczynce z szarymi
oczami, która kurczowo trzymała się białej sukni Lucyny. Byłem wtedy pewny, że
to jej córka, ale nie miałem pewności, kto był jej ojcem.
Twoja prababka trafiła do pięknego miejsca i stanęła po
prawicy Razjela, tym samym stając się drugą opiekunką Nefilim, mimo że nikt o
niej nie wiedziała, prócz jednego Instytutu, gdzie często było wyczuć jej
obecność i opiekę. Nie raz ja czy mój parabatai słyszeliśmy jej głos mówiący
nam rady, czy wyczuwaliśmy coś, co zmuszało nas do zmiany decyzji.
Minęły lata, ja stałem się Cichym Bratem, każdy prawie
opuścił już Instytut, gdy pierwszy raz spotkałem twoją babkę. Adele. Były z nią
tylko same kłopoty. Zdawała się być na wpół opętana. Łamała Prawo, spoufalała
się z demonami, występowała przeciwko Nocnym Łowcą. Gdy trafiła do Cichego
Miasta zacząłem się nią zajmować, badać, lecz okazało się to ciężkim zadaniem. Kiedy
nie wiedziałem, co jest powodem jej zachowania, dlaczego wygląda jakby była
Wyklęta pierwszy raz od wielu lat znów usłyszałem w swojej głowie głos Lucyny,
która wszystko mi wytłumaczył:
Adele dostała od swojej matki dar, taki jak ona miała.
Jednak ten dar ma swoją wadę, że może być on użyty na dwa sposoby: aby czynić
dobro albo zło.
Lucyna wybrała dobro, lecz jej córka wręcz przeciwnie. Było
jednak już za późno, aby to odczynić i trzeba było jedynie ukrócić jej życie.
Za nim jednak to nastąpiło zdążyła ona urodzić dziecko – twoją matkę Lucyno –
Sferię. Nigdy to by się nie wydarzyło, gdyby nie prośba twej prababki o
przedłużenie rodu, gdzie nadal płynie krew Stell’ów.
Widzę, że chcesz się sprzeciwić temu wszystkiemu, ponieważ
dobrze wiesz, że twoja matka nigdy nie miała skrzydeł. Tak, to prawda, ona nie
otrzymała nigdy tego daru. Lucyna wyczuwała, że Sferia, postąpiłaby z nim
identycznie jak Adele, więc wolała odpuścić kolejnego wstydu swemu rodowi.
Sferia była zwykłym Nocnym Łowcą, lecz gdy ty się urodziłaś, twoja prababka
ujrzała światełko w tunelu i postanowiła tobie dać ten dar. Okazało się jednak,
że gdy przerwany zostaje ciąg danego daru w rodzie, Razjel nie zgadza się, aby
mógł go później otrzymać kolejny członek. Lucyna nie mogła nic na to zrobić,
więc postanowiła się bardzo tobą zająć i wręcz przypadkowo dała ci kolejny dar,
że byłaś zarazem Nefilim i Podziemnym. W tym darze nie było nic dobrego i
nabawiło cię samych kłopotów, których twoja prababka nie mogła sobie odpuścić,
ponieważ wiedziała, że to jej wina. Gdy postanowiłaś odebrać sobie życie
próbowała cię jakoś uratować i wtedy znalazła lukę w tym wszystkim.
Gdy umarłaś zatrzymała cię w Pustce, a gdy tym
zainteresował się Bóg i Szatan postanowiła ukazać im, żeby to, co chcieli
sprawdzić na niej, sprawdzili na jej prawnuczce. To ona wstawiła się za tobą i
to dzięki niej odzyskałaś życie, lecz jednego nie przewidziała, że dadzą ci
ograniczony czas życia.
Lucyna przez całość, kiedy Jemes do niej przemawiał
milczała, lecz każde kolejne zdanie było coraz trudniejsze do pojęcia, a gdy
skończył czuła się wyczerpana psychicznie. Nie mogła uwierzyć, że taka jest
prawda, że jej część krwi, która w niej płynie należy do wygasłego już rodu,
który kiedyś był bardzo uważany. Przełknęła głośno ślinę i spojrzała na
Zachariasza, niedowierzając w to, co usłyszała.
- Czyli moja prababka czuwa nad Nefilim?
Tak, czuwa i jest już bardzo zmęczona tym zadaniem, więc
pragnie abyś ty, Lucyno wybrała prawidłową stronę, która powinna w tobie
wygrać, ponieważ może ty zastąpisz ją i będziesz czuwała nad tymi, których
kochasz.
Dziewczyna spojrzała na niego z otwartymi ustami gotowa
zadać kolejne pytanie, lecz Cichy Brat ją uprzedził.
To, że znalazłaś się w Instytucie w Nowym Yorku nie był
przypadkiem, lecz życzeniem twej prababki. Dzięki temu poznałaś wnuki osób,
które były jej bardzo bliskie. Lucyna zawsze nad nimi wszystkimi czuwała i
robiła, co mogła, aby podziękować tym rodom za to, że oni kiedyś zastąpili jej
rodzinę i zmienili jej życie na lepsze, mimo iż na tak krótki czas.
Lightwood’owie nigdy nie byli tacy święci i zostaliby
wyklęci, gdyby nie mała pomoc kogoś z góry i zniknięcie paru dzienników,
notatników i innych zapisków tego rodu.
Fairchild’owie – Clary otrzymała od niej dar Run, które
znają tylko Anioły, a Herondale – Jace zginąłby od miecza Anioła Razjela, ale
otrzymał krew aniołów i nie myśl, że dostał ją od Razjela. To ona upuściła swej
krwi i wypełniła nią jego żyły, aby również oddać przysługę temu rodowi.
Lucyna umilkła i składała wszystko do kupy. Miała mętlik w
głowie, co przyprawiało ją o migrenę. Zsunęła się lekko z fotela i prawie na
nim półleżała przyglądając się Zachariaszowi z pod przymkniętych powiek.
Prócz tego, że chciałem ci o tym wszystkim powiedzieć
przyszedłem tutaj z pewna propozycją.
- Jaką? –
Powiedziała zmęczonym głosem.
Ty jesteś wyjątkowa, lecz nie jedyna, która ma skrzydła. Na
Węgrzech jest pewna szkoła, gdzie są szkoleni Nefilim, którzy dostali na tyle
dużo krwi, aby otrzymać skrzydła. Chciałabym, abyś wyjechała do tej szkoły na
szkolenie. Będziesz i tak się wyróżniać, ponieważ nosisz na sobie runy, znane
tylko Aniołom oraz wszystkie one znajdują się na skrzydłach i pod skorą. Anioły
Upadłe – tak siebie nazywają – nie wyróżniają się od innych Nocnych Łowców
prócz tego, że nie są czarownikami, a mają skrzydła i używają run tak, jak
każdy inny Nefilim.
- Ale, po
co jest mi ten trening, przecież umiem walczyć i latać – powiedziała lekko
oburzona.
Wiem, że sama się wiele nauczyłaś, jednak przyda ci się
trening z walki w locie oraz lataniu, nazwijmy to wyczynowego. Obiecałem twej
prababce, że się tobą zaopiekuję i to robię Lucyno.
Dziewczyna ponownie zamarła, lecz zaraz się otrząsnęła i
spojrzała przenikliwym wzrokiem na Cichego Brata. W głowie zaczęła rozważać
jego propozycję i wiedziała, że może być ona właściwa, jednak wolała na razie
wstrzymać się z odpowiedzią.
- Nie
wiem, czy się na to zgodzę Jemes, ale rozważę to i niedługo dam ci odpowiedź.
Brat cały
czas milczał przyglądając się jej zamkniętymi oczami, co było jak dla niej dość
przerażające.
- Chyba
to wszystko z czym do mnie przyszedłeś, prawda? – spytała niepewnym głosem,
pełna nadziei, że na dzisiaj będzie to już koniec wrażeń.
Tak.
Cicho wypuściła powietrze z płuc i spojrzała na Cichego
Brata niepewnie. Od dawna zastanawiała się, czy powinna mu to powiedzieć. Od
lat była pewna, że to on nad nią czuwa, gdyż, co by się nie działo, zawsze to
on do niej przybywał, leczył ją i rozmawiał, a teraz wiedziała, dlaczego tak
się działo. Mimo wszystko wiedziała, że tylko jemu może w pełni zaufać, więc
postanowiła poprosić go o coś, o co zawsze chciała. Ostatnia rozmowa
uświadomiła ją, że prawidłowo się nad tym zastanawiała.
-
Zachariaszu, mam do ciebie prośbę.
Jaką?
- Kiedy
będę miała dziecko i odejdę, zaopiekuj się nim i nie pozostaw go losowi, niech
mój ród nigdy nie wygaśnie.
Cichy Brat nic nie odpowiedział, tylko posuwistym krokiem
wyszedł z biblioteki, zostawiając ja samą z mętlikiem i niepewnością w głowie.
* * *
Wszyscy po śniadaniu rozeszli się do swoich spraw, lecz
każdy omijał bibliotekę szerokim łukiem. Od zjawienia się Cichego Brata mijała
czwarta godzina. Nikt się nie spodziewał, że tak długo może trwać rozmowa.
Najbardziej intrygowało to Samuela, który kręcił się od
czasu do czasu obok wejścia do niej i gdy ujrzał wychodzącego Brata Zachariasza
nie czekając ani sekundy dłużej wszedł do środka.
Ujrzał siedzącą w fotelu Lucynę. Była zmarnowana i
wyglądała na wyczerpaną. Jego serce zabiło mocniej na myśl, że Cichy Brat mógł
bez niczyjej zgody badać umysł dziewczyny. Szybko podszedł do niej i dotknął
delikatnie twardymi opuszkami jasnej, delikatnej dłoni.
Lekko się wzdrygnęła i spojrzała w jego ciemne oczy
przepełnione troską skierowaną w jej stronę.
- Lucuś,
czy coś się stało?
Spojrzała
na niego zszokowana. Mało kto nazywał ją „Lucuś”. Głównie to było za czasów jej
dzieciństwa i to mówiła Margaret, a nie ktoś taki jak Samuel. Postawny chłopak
z karnacją Latynosa, ciemnymi jak kora drzewa oczami i jak ususzone zboże
włosami.
- Yyy…
Nie, nic się nie stało. Tylko rozmowa, trochę mnie wykończyła, była bardzo
ciekawa i w ogóle, lecz jednak wiesz, jak działają na nas Cisi Bracia. – Uśmiechnęła
się krzywo i odwróciła od niego wzrok.
Chłopak oparł się drugą dłonią o krawędź fotela i lekko się
nad nią nachylił.
- Czy
Brat ci nic nie zrobił? Nie grzebał w twoim umyśle bez twojej zgody? – spytał
troskliwie.
Dziewczyna
zaśmiała się cicho i spojrzała na niego z pod pół przymkniętych powiek.
- Coś ty!
Brat Zachariasz nigdy by tak nie postąpił. Nie musisz się o mnie tak martwić.
- Ale
Lucy, ja chcę się o ciebie martwić – odpowiedział pewnie i jeszcze bardziej się
do niej zbliżył.
Dziewczyna zauważyła, że wystarczyło tylko lekko podnieść
głowę, aby go pocałować i nie wiedząc czemu, zrobiła to. Nagle poczuła lekkie
zawirowanie, po czym wszystkie myśli, które utworzyły się podczas rozmowy z
Jem’em odeszły gdzieś dalej, zniknęły w ciemnościach niepamięci pozostawiając
jej głowę pustą i spokojną. Jego usta były delikatne, miękkie i lekko słone
niczym łzy. Czule muskały jej wargi, które nadal delikatnie drgały targane
emocjami, które się w niej kłębiły. Jego ręka spoczywająca jeszcze niedawno na
jej dłoni, teraz masowała kark, a druga szyję i policzek.
Co ja do ciebie
czuję?
Zapytała sama siebie, gdy na chwilę przerwali pocałunek i
oboje zaczerpnęli tchu, aby zaraz znów się złączyć - i nie spokojnie i
delikatnie, lecz szalenie i z pożądaniem - w pocałunku.
* * *
Lisa, tak jak Samuel martwiła się o swoją przybraną siostrę
i gdy ujrzała Cichego Brata przy drzwiach Instytutu, zaraz poszła do
biblioteki.
Powoli uchyliła drzwi i gdy ujrzała stojącego nad Lucyną
Samuela, postanowiła, że odwiedzi ją później, a w tej chwili nie będzie im
przeszkadzać.
* * *
Alec i Jace wyszli razem ze śniadania i postanowili spędzić
jakoś spokojnie czas. Clary, Isabell, Simon i reszta mieszkańców Instytutu
wręcz się z niego ulotniła, co dało im swobodę. Postanowili, że obejrzą jakiś
film zważywszy na to, że Instytut mocno odróżniał się od tych gdzie byli i w
niektórych pomieszczeniach, takich jak pokój Aleka, znajdował się telewizor.
- Nie
wiem ogólnie, po co im to ustrojstwo, ale jak już jest to, dlaczego nie
skorzystać? – powiedział z lekkim uśmiechem Jace.
- Masz
racje. Oglądamy sami, czy też kogoś zapraszamy? – spytał jego parabatai.
- Może
Lucyna będzie chciała, chyba już skończyła rozmawiać z Cichym Bratem –
zaoferował chłopak i zbliżył się do drzwi prowadzących do pokoju jego
przyjaciela.
Kiedy Alec już otwierał go, koło nich przechodziła Lisa,
ubrana w strój do wyjścia.
- A ty
gdzie się wybierasz? – spytał ze swoim uśmieszkiem Jace i spojrzał na nią.
- Do
miasta, spotkać się ze znajomą – odpowiedziała spokojnie, po czym spytała: – A
wy?
- A my
będziemy coś oglądać, a i wiesz, czy może Lucyna już skończyła rozmowę z Cichym
Bratem?
- Tak,
tak. Skończyła i nadal jest w bibliotece, przepraszam, ale się śpieszę. Pa! – krzyknęła
i zbiegła po schodach patrząc na zegarek.
- To ty
Alec idź po nią, a ja coś poszukam, co się nadaje na to popołudnie.
Chłopak tylko przytaknął i szybkim krokiem zszedł po
schodach kierując się do biblioteki.
Wszedł do
środka i zamarł na moment, aby po chwili ukryć się w cieniu.
Nie
spodziewał się czegoś takiego zobaczyć.
Lucyna leżała na kanapie, a na niej był Samuel namiętnie
całujący ją i trzymający ręce pod jej bluzką. Sam już był bez koszuli ukazując
blizny, Znaki i dobrze umięśniony tors. Dziewczyna wplątała palce w jego
kędzierzawe, brązowe włosy, a nogami objęła go w pasie. Oboje między
pocałunkami szeptali do siebie i uśmiechali się na przemian.
Alec zacisnął usta w cienką linię nie wiedząc, co ma
zrobić. Najbardziej chciał to przerwać, lecz wiedział, że nie może tak
postąpić. Przełknął sporą gulę w gardle i sztywnym krokiem wymaszerował z
pomieszczenia, lecz tak, aby go nie ujrzeli. Wrócił do siebie i wściekły
zatrzasnął drzwi.
- Co się
stało? Lucy nie ma ochoty pooglądać z nami filmu? – zdziwił się Jace siedzący w
fotelu i bawiący się gumką recepturką.
- Nie
wiem.
- Nie
znalazłeś jej? Lisa mówiła, że jest w bibliotece – rzekł zamyślony.
-
Nieważne! – Podniósł głos Alec i usiadł na swoim łóżku.
- To może
zaproś Magnusa? – podsunął Jace zdezorientowany zachowaniem parabatai.
- Nie ma
go w Instytucie. Wybył gdzieś razem z Lukiem, Jocelyn i państwem Poleys.
- Dobra,
wiem, że się wściekniesz, ale mam to gdzieś, bo czuję, że coś się stało, więc
mów, co ci leży na wątrobie – zainteresował się Jace i spojrzał na przyjaciela.
- Ehh…
Szkoda gadać. Nic się nie stało.
- Jak
nie, to nie, ale jak będziesz później z tego powodu stał na szczycie wieżowca
gotowy do skoku to obiecuję, że cię popchnę.
Alec popatrzył na niego z konsternacją, po czym ciężko
westchnął. Wiedział, że z nim nie warto się kłócić, tak samo jak był pewnym, że
nie da za wygraną póki nie dowie się, co się stało.
-
Widziałem Lucynę…
- To
dlaczego kłamałeś? – zdziwił się blondyn i spojrzał na niego spode łba.
- Bo
całowała się z tym Samuelem?! – wypalił wściekle Alec, jakby to było oczywiste.
- To,
dlatego jesteś zły?
- Tak
- Ale
przecież ty masz Magnusa… - zaczął lekko zdezorientowany.
- Mam,
ale nie wiem, co się dzieje. Ona jest inna, ja nie wiem, co do niej czuje, to
jest, no cholera… Nie wiem nawet jak to nazwać, jest to coś dziwnego, a ja nie
umiem nad tym zapanować.
- Czyli
dlatego, jak cię poprosiłem, abyś po nią poszedł to popędziłeś, jak podpalony
osioł? – spytał z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
- Tak i
nie śmiej się, bo widzę jak na nią patrzysz, a ty masz Clary.
- Tak i
będę jej wierny.
- To
dlaczego kazałeś zaprosić Lucynę, a nie Clary? – zapytał podejrzliwie.
Jace chyba pierwszy raz nie miał odpowiedzi na zadane
pytanie. Lekko zmieszany odwrócił głowę w stronę okna i milczał.
- Tak
sądziłem. Masz to, co ja. Magnus mówił, że to przez jej pochodzenie i naszą
część krwi, której ty masz o wiele więcej.
- Jak
dotykam Clary, parzę ją, a Lucynę trzymając za rękę w „Ambasadzie” nawet nie
podgrzałem, a przynajmniej ona w ogóle nie dała oznaki. Tak samo, dlaczego jak
teraz jestem z Clary, mimo że ona daje mi wiele, nie potrafię być w pełni
szczęśliwy? Zawsze się martwię, nigdy nie jestem pewien, wiem, że nade mną jest
Luke i Jocelyn. Ehh… A przy niej zawsze jestem spokojny, jakiś lżejszy, wiem,
że nie muszę się martwić o żadne zgody, zezwolenia, że ona żyje tak jak
pragnie… Też nie wiem, co to jest, ale to przecież nie oznacza, że mam dla niej
zostawić Clary.
- A może
właśnie, dlatego? Pomyśl logicznie, myślałeś, że ona była ci pisana, ponieważ miała
więcej krwi anioła w sobie tak, jak ty, ale Lucy to anioł w osiemdziesięciu
procentach.
- A w
dwudziestu?
-
Dokładnie to w dziesięciu Nefilim i w dziesięciu wilkołakiem.
- I tak
nie rozumiem, po co miałbym marnować to, o co walczyłem tyle czasu, dla kogoś
innego?
- A ja
sądzę, że powinniśmy spróbować, tylko wiesz… Bez rozgłośni.
Chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Między nimi rosło
napięcie, które nie oznaczało złości, lecz nutę porozumienia i plan, który
rodził się w ich głowach.
- Tylko,
jak już mówiłeś, ona się teraz obściskuje z tym Samuelem.
- Więc
może warto się najpierw spytać jego o zgodę? – W oczach Alec’a ukazał się
nieznany do tej pory błysk.
* * *
Wszystko szło tak dobrze.
Ich ciała ze sobą splecione, oczy zamknięte, usta zwarte, a
wszystko dążyło do ostatniego, najważniejszego zbliżenia, gdy Lucyna coś sobie
uświadomiła.
Nie mogła tak postąpić z Samuelem. Pozwoli mu się w sobie
rozkochać, da mu wszystko, co będą oboje chcieli i nagle go opuści. Przecież
ona wszystkich opuści, lecz nie chce tym nikogo skrzywdzić, nie chce nikogo
zranić, a na pewno nie jego. Poczuje się wykorzystany, jak zabawka. Będzie
sądził, że on jest dla niej niczym i że gdy się jej znudził, zostawiła go.
Nie chciała, aby tak myślał, nie chciała później mu
tłumaczyć tego, dlaczego tak postąpiła, mając nikłą nadzieję w sercu, że
zrozumie ją i zmieni zdanie na temat tej „zdrady”.
Chciała tego wszystkiego uniknąć, nie miała zamiaru później
widzieć w jego oczach rozpaczy, udręki, żalu, a nawet pogardy.
Nie!
Wolała temu wcześniej zapobiec.
Gwałtownie i mocno go od siebie odepchnęła tym samym
zrzucając z kanapy z wyrazem zaskoczenia na twarzy i cichym jękiem wyrywającym
się z gardła.
- Lucyna
– stęknął i pomasował obite plecy, lecz gdy tylko podniósł wzrok ujrzał
wybiegającą z biblioteki dziewczynę.
* * *
Weszła do ciemnego pomieszczenia. Tylko takie były dla niej
bezpieczne. Wzięła spory haust powietrza, uświadamiając sobie, że jest to
nawyk, którego powinna się wyzbyć, ponieważ odczuwała przez niego jedynie
nieprzyjemny ból w klatce. Szybko wypuściła to, co wciągnęła i rozejrzała się
po ciemności.
Jej oczy wychwytywały każdy najmniejszy ruch w
pomieszczeniu. Widziała umykające w kąty szczury, dość wyrośnięte i jeszcze
mniej przyjazne oku. Po chwili przed sobą zauważyła zbliżającą się do niej
sylwetkę, która zaraz zmieniła się w dokładny zarys wysokiego, chudego chłopaka
z bardzo jasnymi włosami i kontrastującymi do nich całkowicie czarnymi oczami,
które przyglądały jej się uważnie. Miał na sobie skórzaną kurtkę i spodnie, a
pod tym zwykły ciemny t-shirt. Na jego twarzy ukazał się szyderczy,
nieprzyjemny uśmiech.
- Witaj
Camille – powiedział spokojnie.
- Witaj –
odpowiedziała zimno, zirytowana nie znając jego imienia, chodź on znał jej.
- Wiesz,
kim jestem? – spytał.
- Nie –
odparła spokojnie i zaczęła przyglądać się jego demonicznym oczom. – Choć
chciałabym wiedzieć, jak ty wiesz gdzie mieszkam i jak mi jest na imię oraz, że
mnie tu zaprosiłeś?
- Nazywam
się Sebastian i zaprosiłem cię do tego uroczego miejsca, aby zadać ci pewne
pytanie – mówił nie przestając się uśmiechać.
- Jakie?
- Czy
czujesz się zdradzona, przez Nocnych Łowców? Jeszcze niedawno byłaś jednym z
nich, lecz twoja miłość, aby zbliżyć cię do siebie, postanowiła cię ugryźć.
Pomogła ci się Zamienić w wampira, dała ci dom i zaczęła cię uczyć jak polować.
Mimo wszystko, poszłaś do Instytutu i poprosiłaś ich o pomoc, a oni cię wygnali,
mówiąc, że nie wolno ci wejść do środka, ponieważ spłoniesz na święconej ziemi.
Spojrzała na niego zaskoczona, nie wiedząc, co powiedzieć.
Powinna zapytać się skąd wie, co się wydarzyło w jej życiu, jednak nie
potrafiła złożyć żadnego prawidłowego zdania.
Sebastian
nadal jej się przyglądał z tym uśmieszkiem na twarzy.
-
Rozumiem, ja też jestem Nocnym Łowców i moi niektórzy sprzymierzeńcy też nimi
są, ale my będziemy cię traktowali na równi. Będziesz dla nas nadal Nefilim,
tylko z większą ilością zdolności. Wystarczy, że się przyłączysz i staniesz Po
Słusznej Stronie Sprawy, a w ogóle bardzo ładna suknia Camille.
-
Dziękuję – zdołał z siebie wydusić i spojrzała na swoją długą, wieczorową
suknię z czarnego jedwabiu.
Sama nie
wiedziała, po co ją założyła, jak wiedziała, że wybiera się do starego
magazynu.
- Wiesz,
że twoja imienniczka była kiedyś głową Klanu wampirów na Manhattanie w Nowym
Yorku?
-
Naprawdę? – spytała zaciekawiona.
- Tak.
Również była jednym z najstarszych wampirów.
- A
dlaczego była?
- Została
zabita, niedawno, ale twój los będzie lepszy – powiedział uśmiechając się i
biorąc dziewczynę pod rękę. – Ja dam ci wieczne życie przy mnie i Przy Słusznej
Sprawie.
_____________________________________________________________________
Wiem, że niektórzy z Was, moi Czytelnicy
chcecie mnie prawie zabić, krzycząc do monitora - Jak możesz doprowadzić, aby
Jace zdradził Clary?!
Spokojnie. Już tłumaczę - Lucyna jest
Aniołem, a Anioł ma dar, dzięki, któremu wydaje się bardziej atrakcyjny, a jak
ktoś jeszcze ma w sobie jakąś część jej krwi, to ciągnie Swój do Swego. To nie
jest prawdziwa miłość, jest to raczej zauroczenie, a raczej odurzenie jak pod
wpływem narkotyków. Oni nie są świadomi tego, że oni jej nie kochają, że to
tylko ich przyciąga jak magnes, ale to wręcz nic nie znaczy. Rzadko kiedy
zdarza się, aby ktoś nie podległ urokowi Anioła.
Nie no kocham twoją historię, ale zabiję cię !!! Kurde jak Alec lub Jace zrobią to co myślę to ..... nie ręczę za siebie !!! :P
OdpowiedzUsuńTak przy okazji. Jem <3 <3 <3 OOooo i Sebuś się pojawia <3 Nie no rozkręcaszsię. Trzymasz w napięciu cały czas. Kocham <3 Czekam na ciąg dalszy. !! :D
Ps. Zapraszam się do mnie opowiada-nia.blogspot.com
PPS. Pierwsza !!! :D Uwielbiam to pisać :D
PPPS. Dużo weny i żelków życzę :D
Wiedziałam, że ucieszysz się z przybycia Jem'a i Sebka, a uprzedzam pojawi się ich jeszcze więcej. Bardzo, ale to bardzo mi słodzisz, a i proszę trzymać nerwy na wodzy, bo może być gorąco :D
UsuńI dziękuję za weny, ale żelki sobie odpuszczę: mam dietę z kości na ości ^^